Tylko przyszłe mamy wiedzą, jaka to radość czuć ruchy swojego maleństwa pod sercem. Pod moim mieszka mały Oluś, któremu z chęcią oddałabym swoje serce…Ale nie mogę. Nasz synek ma wrodzoną wadę serca HLHS (zespół niedorozwoju lewego serca). Radość z powiększenia rodziny i macierzyństwa przeplata się ze strachem i niepewnością, czy mój synek będzie żył.
Nasze troski zaczęły się, gdy Oluś był w brzuchu 12 tydzień. Takie maleństwo, miał zaledwie 5 centymetrów wielkości. USG pokazało znacznie powiększoną przezierność karkową. Przerażeni, że nasz maluszek może być poważnie chory, zrobiliśmy badania prenatalne. Po kolejnym USG okazało się, że Oluś ma krytyczną stenozę zastawki aortalnej. Zwężenie było tak duże, że nie można było czekać do rozwiązania. W 22 tygodniu ciąży przez mój brzuch do serduszka Olusia wbito igłę, żeby naprawić zastawkę. Nie była to łatwa decyzja, ale chodziło o ratowanie serduszka Olusia. Na darmo – zabieg nie przyniósł rezultatów…
Ewolucyjny HLHS – tak brzmiała nowa diagnoza. Aby Oluś mógł żyć z połową serduszka, potrzebne będą trzy operacje. Od pierwszej z nich będzie zależało jego życie, dlatego musi być przeprowadzona zaraz po porodzie. A termin jest przewidziany na początek lutego 2014 roku.
Zupełnie nie wiedzieliśmy, gdzie zwrócić się o pomoc. Czytaliśmy o operacjach w Polsce, przeraziły nas problemy z kwalifikacją do operacji. Niektórym się udało, ale każdy przypadek dziecka, które musiało czekać albo nie otrzymało kwalifikacji sprawiał, że myśleliśmy: co będzie, jeśli nasz Oluś nie otrzyma kwalifikacji? Co będzie, jeśli się urodzi z tak poważną wadą serca i będzie musiał czekać? Czy doczeka? Wtedy dowiedzieliśmy się o profesorze Malcu, który jako pierwszy w Polsce podjął się wieloetapowego leczenia serca jednokomorowego. I cios w serce – nie operuje w Polsce. Znaleźliśmy klinikę, w której pracuje profesor, poprosiliśmy o kosztorys. Kwota 42.000 euro jest dla nas nieosiągalna. Brakuje nam prawie całości. Ale się nie poddamy, póki serduszko Olusia bije.
Nasz synek jest w brzuchu 30 tydzień, waży 1,7 kilograma. Termin porodu zbliża się nieubłaganie. Aby ratować serduszko Olusia, musimy przed porodem zjawić się w klinice w Niemczech i tam Oluś musi przyjść na świat. Stres, strach – z tym damy sobie radę, chociaż jest ciężko, jak nigdy dotąd. Najgorsza jest bezsilność, u nas mierzona w tysiącach euro, których nie mamy. A od pieniędzy zależy życie naszego synka. Sami nie damy rady go uratować, dlatego prosimy wszystkich, którzy czytają tę historię o pomoc. Wszystkich szczęśliwych rodziców, żeby i nam pomogli cieszyć się naszym szczęściem – małym Olusiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz